Krzysztof Krok: Nasze wyniki są trochę hokejowe

  • Wywiady
12.09.2014
Krzysztof Krok: Nasze wyniki są trochę hokejowe
Juniorzy młodsi Cracovii idą w tym sezonie jak burza. W pięciu kolejkach zdobyli komplet punktów i są liderem tabeli. Trener drużyny, Krzysztof Krok, opisuje pracę z drużyną i specyfikę młodzieżowej piłki.

Juniorzy młodsi Cracovii idą w tym sezonie jak burza. W pięciu kolejkach zdobyli komplet punktów i są liderem tabeli. Trener drużyny, Krzysztof Krok, opisuje pracę z drużyną i specyfikę młodzieżowej piłki.

- Pod koniec lipca został pan trenerem juniorów młodszych Cracovii, co skłoniło pana do podjęcia takiej decyzji?

- Myślę, że najważniejszym czynnikiem, który wpłynął na moją decycję, była perspektywa pracy w klubie ekstraklasowym z młodzieżą. Co więcej, trzon drużyny, którą teraz prowadzę, stanowią moi uczniowie ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego.

- Na pewno nie żałuje pan tej dezycji, gdyż pana drużyna zanotowała świetny początek sezonu.

- Tak, oczywiście, że nie żałuję tej decyzji. Aczkolwiek, tak jak już kiedyś wcześniej wspominałem, obecne wyniki wynikają nie tylko z pracy, którą ja włożyłem w drużynę. Jest to jeden z czynników, ale nie można zapominać o poprzednich trenerach, którzy zajmowali się tymi chłopakami. To znaczy, chłopców z rocznika 98 w zeszłym roku prowadził trener Tomasz Bernas, natomiast tych z rocznika 99 trener Grzegorz Trela. Objąłem drużynę, która stanowiła, że tak to ujmę, dobry materiał. Przyłożyłem się do pracy, dobrałem zawodnikom ustawienie. Jednak ja sam nie uzurpuję sobie w żaden sposób prawa do mówienia, że dobre wyniki to tylko i wyłącznie moja zasługa. Uważam, że poprzedni szkoleniowcy oraz wszyscy trenerzy, którzy ćwiczyli z tymi chłopcami od najmłodszych lat, też mają duży udział w zwycięstwach w pierwszych pięciu kolejkach.

- W poprzednim spotkaniu wygraliście z MKS Trzebinią aż 9:1. Jak pan oceni postawę swoich zawodników w tym meczu?

- Jestem bardzo zadowolony, bo też trudno nie cieszyć się po tak wysokim zwycięstwie. Mimo wszystko piłka nożna jest dyscypliną sportu, w której pada dość mało bramek, a w tym sezonie chłopcy zapatrzyli się chyba trochę na hokeistów, ponieważ te wyniki, którymi kończą się spotkania naszej drużyny, są trochę hokejowe. Są też wyniki siatkarskie, bo przedostatni mecz wygraliśmy 3:2. Potem było 9:1, jeszcze wcześniej 10:0. Są to bardzo dobre rezultaty, można powiedzieć, że siatkarsko-hokejowe. Oczywiście, mówię to wszystko z przymrużeniem oka. Jestem bardzo zadowolony z postawy drużyny, aczkolwiek w każdym meczu, nawet tym tak wysoko wygranym, można znaleźć dużo mankamentów, które trzeba poprawić. To dlatego, że ci chłopcy dopiero się uczą grać w piłkę. Junior młodszym jest okresem przejściowym pomiędzy piłką dziecięcą a dorosłą. Występuje tu dużo chimeryczności, jeżeli chodzi o formę. Raz zawodnicy prezentują się dobrze na boisku, a raz gorzej. Ale ogólnie rzecz biorąc, jestem bardzo zadowolony.

- W sobotę czeka was ciężkie spotkanie z SMS-em Kraków, jak idą przygotowania do tego meczu?

- W tym tygodniu mamy taki mikrocykl startowy. Mecz w niedzielę, kolejny w środę i teraz w sobotę. Przygotowujemy się więc cyklem: mecz, rozruch przedmeczowo-pomeczowy, mecz, rozruch przedmeczowo-pomeczowy i mecz. Spróbujemy w tym mikrocykly eliminować błędy, które popełnialiśmy we wcześniejszych spotkaniach, jednak tak naprawdę będzie to miało miejsce nie na treningu, a podczas meczu. Uważam, że na tym poziomie edukacji piłkarskiej to mecz jest najlepszym treningiem. Tak będzie i w tym tygodniu, gdy gramy trzy mecze w ciągu sześciu dni. W  niedzielę mieliśmy słabszy mecz z Progresem 99, wygraliśmy po naprawdę trudnym meczu 3:2, musieliśmy naprawdę wyszarpać to zwycięstwo. A graliśmy przecież z drużyną, która nie wygrała dotąd żadnego spotkania. Z kolei teraz w środę wynik 9:1 z zespołem, który był na trzecim miejscu w lidze. To pokazuje dysproporcję formy, chimeryczność tych młodych chłopaków. Przygotowujemy się do kolejnego meczu i liczymy na podtrzymanie dobrej passy, a co będzie, to zobaczymy.

- Kolejny raz podchodzicie do meczu jako lider tabeli i z kompletem punktów. Jako faworyt spotkania chłopcom gra się wam łatwiej czy trudniej?

- Moim zdaniem bycie faworytem spotkania poniekąd utrudnia zadanie. Chodzi o to, że jeżeli jedziemy grać jako faworyci z drużyną, która jest na dole tabeli, to dość często zawodnicy podświadomie myślą sobie tak: "jesteśmy najlepsi, pojedziemy i na pewno ich spierzemy", mówiąc kolokwialnie. Natomiast drużyn, które grają z liderem, nie trzeba specjalnie mobilizować. Chociażby teraz, gdy jedziemy na mecz z SMS-em Kraków - oni będą ogromnie zmobilizowani i wejdą w ten mecz, dając z siebie 110 czy 120 procent. To dlatego gra w roli faworyta jest z jednej strony trudna. Ale jeżeli drużyna wierzy naprawdę w swoje możliwości i nie lekceważy przeciwnika, to może to nie mieć znaczenia. Z drugiej strony, ta pewność siebie, chociaż nie zbytnia, też może pomóc drużynie. Jednak różnie to bywa, łatwiej jest powiedzieć o czymś takim w piłce seniorskiej. Przez czternaście lat prowadziłem tylko i wyłącznie drużyny seniorskie, w których grali dorośli faceci, już ukształtowani mentalnie. Wszystko tam było bardziej przewidywalne. W drużynie juniorów trudno jest czasami zrozumieć, dlaczego jakiś chłopak zagrał w jednym meczu dobrze, a w drugim już skandalicznie. Chimeryczność jest domeną tego wieku.

- Jakie są według pana mocne strony waszej drużyny?

- Myślę, że najmocniejszą stroną naszej drużyny jest to, że mamy bardzo szeroką kadrę - 26 chłopaków. To wszystko stanowi takie perpetuum mobile. Przez to, że jest tylu chłopaków, każdy stara się jak najlepiej pokazać na treningu i daje z siebie coraz więcej. To perpetuum mobile polega w piłce nożnej na tym, że przy takiej kadrze jaką mam, która jest w dodatku bardzo wyrównana, chłopcy wzajemnie się napędzają. Dzięki temu zwiększają swoje możliwości, wiedząc, że nie mogą spocząć na laurach. Trochę rotuję składem i chłopcy wiedzą, że jak wstawię na przykład na prawą obronę jednego, a za chwilę drugiego, to nie będzie widać, że jeden jest o wiele lepszy od drugiego. Mam zawodników na podobnym poziomie, którzy pozytywnie się nakręcają. Myślę, że stanowi to o jakości drużyny, jest to nasz handicap. Oczywiście oni wszyscy się lubią, nie ma grupek i dzięki temu tworzą naprawdę fajną atmosferę. Chyba z piętnastu chłopaków z całej kadry chodzi do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, znają się już dość długo i dzięki temu mamy dobrą atmosferę w drużynie. Oczywiście nie można też zapominać o umiejętnościach. Z pozytywnej atmosfery i szerokiej kadry nie ma wyników, to są takie czynniki mobilizujące.

- Jakie stawia pan sobie cele jako trener juniorów?

- Jakie ja stawiam sobie cele? Wychodzę za chwilę ćwiczyć z chłopcami i moim celem jest, żeby na tym treningu nauczyli się czegoś nowego. Tylko to powinno być głównym celem, przyświecającym trenerom, którzy pracują z grupami młodzieżowymi. Wynik w meczu jest wykładnikiem pracy włożonej w zawodników. Wiadomo, że piłka nożna jest dyscypliną, w której dużo zależy od przypadku. Są drużyny, ktore super grają, przeciwna drużyna zamuruję bramkę, raz kopnie piłkę do przodu, zdobywa gola i się przegrywa. Nie stawiam sobie celów takich jak awans do wydzielonej Centralnej Ligi Juniora Młodszego, obejmującej cztery województwa, w której walczy się w finałach mistrzostw Polski. Uważam, że nie takie powinny być cele trenera, który prowadzi 15-  i16-latków. W mojej pracy chodzi o to, żeby ich na każdym treningu poprawiać, podpowiadać i uczyć ich, żeby stawali się coraz lepszymi. Poprzez to muszą poprawiać się wyniki, które są w jakiś sposób wykładnikiem formy i umiejętności piłkarzy. Oczywiście, raz można zagrać lepiej, raz gorzej. Niemniej jednak, moim głównym celem jest to, żeby chłopcy z rocznika 98, którzy w przyszłym roku przejdą do juniora starszego, nie musieli się tej poważniejszej piłki uczyć od początku i żeby byli dobrymi zawodnikami.

Rozmawiała Aleksandra Toczyłowska

CRACOVIA TO RÓWNIEŻ