Andrzej Turecki: Łza mi się zakręciła

    30.09.2010
    Andrzej Turecki: Łza mi się zakręciła
    Andrzej Turecki (na zdjęciu z lewej) jest niemal legendarnym piłkarzem Cracovii. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale nie omieszkał przyjechać do Krakowa, by zobaczyć pierwszy mecz „Pasów” na nowym stadionie. Dziś, na kilka dni przed powrotem do USA, ponownie odwiedził – w towarzystwie innego byłego zawodnika Cracovii, Andrzeja Mikołajczyka - odmienioną „Świętą Ziemię”. - Życzyłbym każdemu klubowi, by w tak krótkim czasie zbudował takie cacko – mówi szczęśliwy Turecki.

    Andrzej Turecki (na zdjęciu z lewej) jest niemal legendarnym piłkarzem Cracovii. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale nie omieszkał przyjechać do Krakowa, by zobaczyć pierwszy mecz „Pasów” na nowym stadionie. Dziś, na kilka dni przed powrotem do USA, ponownie odwiedził – w towarzystwie innego byłego zawodnika Cracovii, Andrzeja Mikołajczyka - odmienioną „Świętą Ziemię”. - Życzyłbym każdemu klubowi, by w tak krótkim czasie zbudował takie cacko – mówi szczęśliwy Turecki.

    - Przyleciał pan ze Stanów specjalnie na ten mecz. Coś niesamowitego…

    - Ciężko byłoby mi nie być na takim spotkaniu. Musiałem zobaczyć go na własne oczy. Dla mnie ten stadion jest niesamowity. To coś wspaniałego, że Cracovia wreszcie doczekała się obiektu, którego nie musi się wstydzić, a z którego może być dumna. Życzyłbym każdemu klubowi, by w tak krótkim czasie zbudował takie cacko.

    - W USA przywykł pan pewnie do tego, że każdy obiekt sportowy jest piękny i nowoczesny…

    - W trakcie mojego pobytu w Stanach powstał typowo piłkarski stadion Chicago Fire. Wybudowali go również w krótkim okresie czasu, ale nie umywa się on do stadionu Cracovii. Nasz bije ten chicagowski na głowę i kładzie na łopatki.

    - Gdy pojawił się pan na trybunach w trakcie sobotniego spotkania z Arką, było myślenie „kurcze, fajnie byłoby zagrać na takim obiekcie”?

    - Powiem szczerze, że kilka razy tak. Grałem jednak w takich czasach, w których nie było takiej możliwości. Gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie będzie mi dane zagrać na takim obiekcie, łza mi się zakręciła.

    - Pewnie zakręciła się i druga, gdy Cracovia wygrała z Arką. Ale to już chyba ze szczęścia…

    - Poprzednim razem byłem w Polsce w kwietniu i maju tego roku. W tym czasie Cracovia zdobyła dziesięć punktów, a ja byłem na każdym meczu. Teraz do Polski przyleciałem w piątek, w sobotę przyjechałem na stadion, spotkałem się z trenerem i powiedziałem mu: „Trenerze, pewne trzy punkty. Spokojnie, jeża nie mam.”

    - Trener podziękował po meczu?

    - Oczywiście, że tak.

    - Ulżyło panu, że Cracovia wreszcie zdobyła punkty?

    - Tak, bo ciężko patrzeć w tabelę, gdy „Pasy” są na samym dole. Teraz też zajmują ostatnie miejsce, ale zdobyły już punkty i w najbliższym czasie – miejmy nadzieję – zdobędą kolejne.

    - Co skłoniło pana do dzisiejszych odwiedzin stadionu?

    - Chciałem spotkać się z kierownikiem Madeją, trenerem Ulatowskim i jeszcze raz na spokojnie zobaczyć stadion. W USA mam kilkunastu kibiców Cracovii, którzy niestety nie mogli przylecieć – muszę zdać im dokładną relację z tego, co zobaczyłem.

    - To kiedy usłyszą pana opowieść?

    - Do Stanów wracam już w niedzielę. Niestety. W przyszłym roku zamierzam jednak na stałe powrócić do Polski, a wtedy – mam nadzieję – będę już częstym gościem nowego stadionu.

    Rozmawiał Dariusz Guzik

    CRACOVIA TO RÓWNIEŻ